“Nie da się zmienić ludzi, którzy nas otaczają, ale można nauczyć się, jak reagować na to, co spotyka nas z ich strony.”
Kasia. Jej uczucia były zaledwie jednosekundowymi statystami w sztuce zwanej życiem. Ludzie wokół, jeśli w ogóle je zauważali, jeszcze szybciej zapominali. Nieuprzejmość, nawet ta najmniejsza, stawała się niewyczerpalnym źródłem smutku. Kasia roztrząsała kolejno wszystkie możliwe wersje każdej rzeczy, która zawierała choćby cień potencjału do rozkładania na czynniki pierwsze. Cały jej majątek to długie wieczory na własność, czasem z kieliszkiem wina. Oklepane frazesy o miękkim sercu i twardej dupie. Tak jej radzili, a ona nie umiała. Nie umiała i już. Żyła więc tak, aby przypadkiem nikt zbyt mocno jej nie zranił. Aby tylko inni byli szczęśliwi, aby te wieczory się skróciły. Wspomnienie słów mamy nadeszło niespodziewanie, stając się zaczątkiem wielkiej rewolucji. Zrozumiała, że musi coś zmienić. Pracowała nad sobą. Małymi kroczkami uczyła się postępować z toksycznymi ludźmi. Zaczęła mówić “nie”. Już nie było życzliwej i zawsze pomocnej Kasi. Opanowała wyrzucanie z głowy tych, którzy robili coś tylko po to, aby jej dokopać. Potrafiła się odgryźć. Przestała przyjmować wszystko takim, jakie jest. Zyskała więcej pewności siebie i kilku wrogów, ale nie żałuje. Kiedyś otaczała się wszystkimi, którzy chcieli przy niej trwać, nieważne w jaki sposób. Dziś trzyma na dystans osoby, które życząc szczęścia, w myślach powtarzają mantry z klątw.
“Wybierając mężczyznę życia, wybierasz też to, jak będzie ono wyglądało.”
Mama Magdy dwa razy układała sobie życie. Chciała przestrzec córkę przed złym wyborem, co udało się, ale dopiero za drugim razem. Pierwsze małżeństwo Magdy różniło się od wyobrażeń, które miała, gdy wsuwał na jej palec pierścionek zaręczynowy. Nigdy jej nie pomagał. Na początku nie doskwierało to mocno, bo ona i tak zawsze wszystko chciała sama. Był taki od początku – prawdziwy lord, a ona kamerdyner, sprzątaczka, kucharka i ogrodnik w jednej osobie. Kryzys nastąpił po urodzeniu dziecka. Ciągle krytykował. Jej pasje kwitował jako śmieszne. Co ty o tym wiesz? Jaki w tym sens? – czasem prychnął. Drugi raz wybrała mądrzej. Jeśli chcemy iść z kimś przez życie, trzeba najsampierw zweryfikować, czy ta osoba szanuje ciebie i twoją pracę, a przede wszystkim, czy jest tylko obserwatorem waszego życia czy solidnym wsparciem. Być razem to coś więcej niż trzymanie się za ręce, jak za czasów pierwszych randek w podstawówce. To cała masa spraw, które powinny łączyć, a nie dzielić. Nie będziesz szczęśliwa z człowiekiem, który nie daje niczego od siebie, jeśli chodzi o prowadzenie gospodarstwa domowego i nie tylko. Nie będziesz mogła na niego liczyć, jeśli czeka, aż zrobisz wszystko wokół niego, zamiast wnieść w to swój wkład w postaci zaangażowania w bieżące sprawy.
“Jeśli jesteś tam, gdzie chcesz być, jesteś we właściwym miejscu.”
Genialne, prawda? Agnieszka bardzo często zastanawiała się, czy to dobrze, że jest w danym miejscu. Oczywiście nie traktowała tego określenia aż tak dosłownie. To mógł być po prostu punkt życiowy, w którym aktualnie się znajdowała. Miała tak między innymi na studiach – jej kierunek nie był przyszłościowy, ale czuła się na nim dobrze. Zdawała sobie sprawę, że być może będzie musiała zająć się czymś innym, z czego wynika, że to strata czasu. Mimo to, czuła się szczęśliwa i nie chciała niczego zmieniać, choć rozsądek przemawiał za tym, aby jednak to zrobiła. Mama powiedziała, że jeśli jest tam, gdzie chce być i czuje się z tym dobrze, jest we właściwym dla siebie miejscu. Agnieszka wiele razy stawiała słowa mamy na szali przemawiającej za czymś, co dawało głównie radość, a niekoniecznie było opłacalne. Robiła to, gdy miała wątpliwości w pierwszej pracy i później, gdy zakładała swój niszowy biznes. Robiła zawsze to, co akurat ją uszczęśliwiało. Dziś jest prawdziwą biznesmenką. Jak twierdzi – nie udałoby się, gdyby w którymś momencie uznała, że w jej życiu dająca najwięcej radości pasja zostanie nią na zawsze – tylko pasją, która nigdy nie będzie pracą.
“Nie przejmuj się. Za 5 lat to i tak nie będzie mieć znaczenia.”
“Uśmiechaj się do ludzi, a oni będą robić to samo w stosunku do Ciebie”
“Nie martw się, jeśli nie gotujesz zbyt dobrze i nie masz talentu do sprzątania. To zachęci męża do pomocy.”
Niby fajnie być we wszystkim perfekcyjnym i chwalonym, a jednak po czasie nawet to potrafi wyjść bokiem. Z moich obserwacji wynika, że im lepiej coś robisz, tym więcej spada na Twoje barki. Z jednej strony mówią – ty zrobisz lepiej, ty lepiej posprzątasz, ty dokładniej wykąpiesz dziecko, zrób tę zupę – wychodzi ci najlepiej. Z drugiej zaś strony odczuwasz wtedy imperatyw trwania w tej idealności i udowadniania, że tak jest (choć i tak jest). Zrób czasem coś po łebkach albo przyznaj się, że nie wychodzi ci to najlepiej. Schrzań te kotlety. W następną niedzielę spędzisz przedpołudnie na dobrej lekturze, a później będziesz się zajadać kotletami męża. Ania ma długi staż małżeński i świetnie dogaduje się z mężem. Mama zawsze miała świetne rady na wszystko – mówi. Kiedyś to mnie wkurzało, dopiero teraz je doceniam.
“Pamiętaj córeczko, nie podejmuj decyzji, kiedy jesteś zła. Nie obiecuj niczego, kiedy jesteś bardzo szczęśliwa. Nie zwierzaj się każdemu, kto ma ochotę słuchać Twojego płaczu.”
W smutku łatwo przyciągnąć osoby, którym kompletnie nie zależy na twoim szczęściu, a może i jeszcze gorzej. Pamiętaj, zwierzaj się tym, którzy są godni Twojego zaufania, a nie każdej osobie, która chce wysłuchać wypływającej z Ciebie historii. Później zostanie to wykorzystane przeciwko Tobie, a nawet jeśli nie, możesz czuć dyskomfort, że odsłoniłaś się przed kimś, kto nie jest w żaden sposób Ci bliski, a Ty zazwyczaj nie jesteś zwolennikiem takiego ekshibicjonizmu emocjonalnego. Mama Kasi musiała powtarzać to bardzo często, bo Kasia porywczość miała wpisaną w charakter po tacie. Dziś Kasia ma na to sposób. Obiera najpierw taktykę przeczekania. Po gorzej lub lepiej przespanej nocy, wszystko wydaje się prostsze i jaśniejsze. Emocje opadają i dopiero wtedy podejmuje decyzje, składa obietnice i dzieli się smutkami.
“Płacz ukoi ból, ale nie wyleczy Twoich zmartwień. Musisz stanąć oko w oko z problemami, aby zlikwidować ich przyczynę, a nie objaw.”
Płacz nie jest zły pod warunkiem, że po wypłakaniu podejmiemy próbę rozwiązania swoich problemów. Trwanie w patowej sytuacji niczego nie poprawi, a wręcz pogorszy albo nawet wepchnie w szpony depresji. Karolina dużo płacze. W ten sposób radzi sobie z emocjami od zawsze, może nie najlepiej. Na szczęście jej mama nigdy nie nazywała jej beksą. Nie mówiła – przestań się mazgaić. Nie zawstydzała, że takie duże dziewczynki nie płaczą. Pozwalała jej płakać tyle, ile potrzebuje, a gdy rwący potok łez zwolnił, mówiła – chodź, spróbujmy to jakoś rozwiązać, coś wymyślimy. Zawsze jest jakieś wyjście. Zaszczepiła w niej poczucie siły, że ze wszystkim jest w stanie sobie poradzić. Płacz ma u niej działanie terapeutyczne. Po nim, jak po burzy, jaśnieje niebo. Można wtedy usiąść z kubkiem herbaty i pomyśleć, co dalej.