Ostatnio natrafiłam na blogu Antyterrorystki na kampanię, które mnie zaciekawiła. Jest to #KOCHANIEprzezCZYTANIE. Co prawda nie biorę udziału w akcji, ale zainspirowała mnie ona do podzielenia się książką, która jakiś czas temu trafiła do biblioteczki mojego dziecka za sprawą wyprzedaży w Lidlu. Mój wpis zaczął powstawać w lutym. Szmat czasu temu, a dopiero dziś udało mi się wykrzesać chwilę dla bloga po ciągu chorobowym, który z małymi przerwami trwał właściwie kilka tygodni. Poza tym obiecałam sobie w tym roku, że będę maksymalnie offline. Wiedziałam, że blog przez to nieco ucierpi, ale wierzę, że mimo wszystko dalej będziecie czasem wpadać.

Wracając do tematu głównego, kampanie tego typu są potrzebne, ponieważ wciąż sporo osób nie przywiązuje wagi do tego, aby czytać swoim dzieciom. Być może winowajcą jest brak czasu, a może brak przekonania, co do sensowności. Nie będę wymieniać zalet czytania. Nie będę pisać o tym, że dzięki czytaniu dzieci rozwijają wyobraźnię i powiększają zasób słownictwa. Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że to nic nie daje, bo swojemu dziecku nie czyta wcale, a mimo to ładnie się wypowiada, zna dużo słów i wymyśla najróżniejsze historie.

Ja jednak wierzę, że dzięki naszemu czytaniu na dobranoc, zaszczepię w córce miłość do książek. Mam w nosie, że ludzie patrzą na mnie jak na ufo, gdy mówię, że w domu czytamy córce każdego dnia. W wakacyjnej walizce zawsze znajdzie się miejsce na książki. Ba, nawet do szpitalnej torby, gdy K. miała zapalenie płuc, musiałam wcisnąć kilka. Bez tego nie uśnie. To dla niej ważne. O tym jak zacząć, możecie przeczytać tutaj: 9 prostych sposobów na to, aby dziecko pokochało książki. To stary wpis, ale wciąż aktualny. Moje podejście do czytania nie jest w żaden sposób naukowe. Nie chodzi o to, aby wychować sobie małego geniusza. Moje dziecko nie musi mówić trzema językami i wygłaszać traktatów świeżo poznanymi w ostatniej książce zwrotami.

Dla nas czytanie to jeden ze sposobów okazywania miłości.

Jest to nieodzowna część wieczornego rytuału, do którego się przyzwyczailiśmy. Ten czas jest tylko nasz. Po nim rozmawiamy o tym, co było w książce, a później już o wszystkim. Czytając, otwieram furtkę do drugiego, magicznego świata. Nie mam pojęcia, czy kiedyś moje dziecko będzie wchodzić do niego równie chętnie jak teraz i nie próbuję przewidywać, bo to jak wróżenie z fusów, ale w głębi serca wierzę i tak, że z czytającego dziecka wyrośnie czytający dorosły.

Na swojej stronie całkiem sporo nawiązuję do czytania, ale jeszcze nigdy nie pisałam o żadnej konkretnej książce dziecięcej, mimo że od ponad 4 lat trochę się ich w naszym domu przewinęło. Jakiś czas temu pomyślałam, że fajnie byłoby to zmienić i czasem naskrobać coś o tym, co aktualnie czytamy.

Zatem dziś na ruszt wrzucam jedną z książek z serii Pierwsza encyklopedia, którą wypuściło w świat wydawnictwo Wilga. Ciało człowieka. Książka została podzielona na 6 pełnych ciekawostek rozdziałów, całość liczy sobie ok. 100 stron. To dość dużo jak na (prawie) pięciolatka, ale wszystko podano w łatwo przyswajalny i interesujący sposób.

Co jest w dziecięcej encyklopedii o ciele człowieka

Możemy dowiedzieć się, że każdy człowiek posiada pewne charakterystyczne cechy, dzięki którym jest niepowtarzalny. Są nimi różne typy sylwetki, wzrost, kolor skóry, włosy, kolor oczu i znaki szczególne. Czym różnią się chłopcy od dziewczynek i mężczyźni od kobiet, …i czemu służy istnienie dwóch płci, co zaliczam do puli trudnych pytań. Dalej przedstawione są scenki z ludźmi wykonującymi rozmaite czynności, bawiącymi się, jednym słowem będącymi w ciągłym ruchu. Dziecko dowiaduje się, skąd ma siłę do biegania i dlaczego aktywność fizyczna jest ważna dla organizmu. W książce podoba mi się to, że nie jest nastawiona jedynie na aspekt fizyczny. Część podrozdziałów opowiada o relacjach między ludźmi. Odkrywamy, że na bezludnej wyspie wcale nie byłoby fajnie, bo jesteśmy stworzeni do tego, aby żyć gromadnie. Każdy z nas potrzebuje miłości, przyjaźni i rozmowy, aby rozwijać się i cieszyć życiem.

Książka wyjaśnia podstawowe procesy, dzięki którym funkcjonujemy – m.in. oddychanie, jedzenie i sen. Bardzo fajnie zobrazowano wszystko, co nawiązuje do ciąży i narodzin dziecka – na zasadzie scenek z kolejnymi etapami. Uważam, że informacje są doskonale dopasowane do łaknącego takiej wiedzy przedszkolaka. 🙂 O ile ktoś spodziewa się drugiego dziecka, ma sprawę ułatwioną, bo starszy maluch widzi rosnący brzuszek i wie, że mama może mieć mdłości, często siusiać, regularnie chodzi do lekarza podglądać młodszego braciszka lub siostrzyczkę na USG. W przypadku jedynaka jest trochę trudniej.

Skąd się biorą dzieci książka

Autorzy poruszyli tematykę dorastania i starzenia się. Przedstawili kolejno etapy rozwoju człowieka od niemowlęcia do starości, łącznie z małą wzmianką o śmierci, co według mnie jest jedną z najtrudniejszych spraw, o których rozmawia (bywa, że nie rozmawia) się z dziećmi. Nadmienię, że informacje są na tyle wyważone, że nie ma możliwości, aby wystraszyły malucha.

Książka dla dzieci wyjaśniająca śmierć
Pierwsza encyklopedia dla dziecka

Dziecko dowiaduje się, dlaczego ważna jest aktywność fizyczna i poznaje rodzaje i cel niektórych ćwiczeń, np. rozciąganie i rozgrzewka. Do tej pory nie rozmawiałam z córką na temat tego, że za jakiś czas wypadną jej zęby mleczne, a na ich miejscu wyrosną zęby stałe, o czym encyklopedia mi przypomniała. Jak dbać o ciało, jak zdrowo się odżywiać, ćwiczyć, dlaczego mycie rąk jest takie ważne (pisałam o tym na Tatento we wpisie Umyj rączki – zapraszam, jeśli macie ochotę przeczytać) – tego wszystkiego można dowiedzieć się z encyklopedii.
Szpital nie jest taki straszny.
K. najbardziej przypadł do gustu rozdział o zdrowiu, w którym można znaleźć informacje o drobnych urazach, chorobach i ogólnie o funkcjonowaniu szpitala. Moje dziecko postanowiło, że będzie pielęgniarką jak ja i w związku z tym kiedyś będzie chodzić ze mną do mojej pracy. Jestem pewna, że jeszcze sto razy jej się odmieni, choć nie dam sobie ręki uciąć, ponieważ mi się nie odmieniło. Pielęgniarką zostałam przez przypadek, tak mnie rzuciły ścieżki losu, ale ktoś mi przypomniał, że gdy byłam w wieku K., przez chwilę miałam podobne postanowienie odnośnie życia zawodowego w przyszłości. 🙂

Jak wytłumaczyć dziecku, czym jest choroba
Książka dla dzieci o szpitalu
Co powinno być w podręcznej apteczce
Dziecko w szpitalu

Część książki poświęcono tematowi niepełnosprawności, nie tylko ruchowej. Na przedstawionych scenkach można zobaczyć m.in. dziecko z autyzmem, niewidome czytające w alfabecie Braillea czy porozumiewające się językiem miganym.

Sam koniec poświęcony jest przemocy i naruszaniu strefy osobistej. To ważne, aby dziecko miało świadomość, że nikt nie ma prawa go popychać, uderzać, krzyczeć na nie albo dotykać lub całować, jeśli nie ma na to ochoty.

Żałuję, że nie kupiłam jeszcze jednej encyklopedii z tej serii, ale na temat dinozaurów, bo niedawno znalazły się w kręgu zainteresowań K.

Moja córka codziennie bombarduje mnie pytaniami – pewnie żaden ze mnie wyjątek, wszystkie kilkulatki mają w sobie taki głód wiedzy. Szczerze mówiąc, gdy była maleńka, nie mogłam doczekać się, aż dotrzemy do tego etapu, kiedy będziemy sobie rozmawiać. Po jego nastaniu pojawiły się pytania, najpierw proste, a teraz bywa, że muszę nieźle się nagimnastykować, aby udzielić sensownej odpowiedzi, ubrać w adekwatne słowa to, co chcę powiedzieć, aby zostało dobrze zrozumiane. Książka pomogła mi w kilku kwestiach, dlatego też z całego serca ją polecam, choć zmieniłabym jedną małą rzecz.

Na obrazku z anestezjologiem brakuje pielęgniarki anestezjologicznej, ale wybaczam, bo po części już się przyzwyczaiłam, że o ile wszyscy wiążą z salą operacyjną chirurga, instrumentariuszki i anestezjologa, to o moim istnieniu czyli o pielęgniarce anestetyczce wie niewiele osób. Trochę szkoda, że na obrazku nie mogę pokazać, gdzie zazwyczaj stoję, ale od czego jest wyobraźnia. :-))))

Udostępnij